z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Bez ognia.

Poszukiwanie enefzetowego ortopedy od biedy, znów graniczyło z cudem. Terminy najwcześniej koniec maja początek czerwca. Obdzwoniłam całą Warszawę i na nic tłumaczenia, że miałam mieć pierwszą kontrolę za 10 dni, dla nich w gipsie mogę i trzy miechy biegać. W końcu to moja noga, mój problem. No chyba, że prywatnie to zaraz po majówce ten sam doktor co nie chciał, za kasę chętnie przyjmie. Ale, że ja mam go w szanownym poważaniu, czyli wiecie gdzie, tam gdzie wiosenne słońce nie dociera, to pobiegałam sobie z Mżonkiem w poszukiwaniu atrakcji po szpitalu. Windy jeździły wszędzie tam gdzie nie chcieliśmy, a tam gdzie faktycznie potrzebowaliśmy wspinaczka po schodach. Co prawda w efekcie i tak okazywało się, że tu to teraz remont, więc korytarzem do końca w lewo, potem kilometr w prawo, jeszcze parę zakrętów i może w morze, ale widoki nie te, nie ten klimat. W końcu po kilku bólach porodowych dotarliśmy gdzie trzeba i Mżonek wdziękiem i urokiem osobistem przemówił i urodził się termin co go nie było w kajeciku pani recepcjonistki na 19-stego i miesiąca tego - chwalić Pana. Ale na USG to już Mżonkowi czaru zbrakło, Pani jakaś taka zgięta nieugięta, pogoniła na miasto. Będziem dalej szukać, pewnie już drogą telekomunikacyjną, ale jutro. Ze szpitala galopem pod szkołę Dorastającego, pracę techniczną dowieść co do niej śmigiełka z wiertełkiem do wyrzynarki nie mielim i dokupić trza było. No cóż jak rodzice zupełnie nieprzygotowani – dwója, i jak się wytłumaczyć, że w torebce i kosmetyczce to mam nawet pędzle i litr gruntu, ale wiertło mi się gdzieś wkręciło? Potem na tempo lekarz bliskiego kontaktu, ale piętro dalekie i tylko po schodach. Mżonek pognał, ja się w siedzenie samochodu wkleiłam i ni jak oderwać, nie dałam rady, jednak zwolnienie wystawiła. Siostra Filipina na szczęście też przypływem dobroci mnie obdarzyła i spotkana pod szkołą Młodszego z zebrania przedkomunijnego wyzwoliła. Z księdzem mi się chyba ten chleb nie upiecze, może anieli mnie doniosą, bo na dzień dzisiejszy się nie wybieram. Aaaaa no i na deser dentysta. Jedyne półtorej godziny na fotelu z nogami w górze, pełen relaks. Pani dopatrzyła się jeszcze jednego kanału i końca nie widać. Chyba wpadła w jakiś kanał ściekowy bo ponad dwie stówy łyknęła, ma kobita szkodliwe warunki w robocie, a ja znów opuchniętą gębę.
I pół dnia zleciało poza domem, a remont się sam nie zrobił.
Poczeka, nie pali się!

4 komentarze:

  1. no to mieliście dzień pełen wrażeń :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka osoba jak Ty, Śliweczko, musi pisać pamiętniki!!! Dziennie wykorzystujesz miesięczny przydział przygód przeciętnej Matki-Polki. Za to lubię Cię najbardziej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szlak by to...z tą służbę zdrowia naszą "wspaniała" można dostać świra...wczoraj byłam na kasę u dentysty, to mnie chciał w jajo zrobić i płacić za to co mam refundowane! Wrrr...

    OdpowiedzUsuń
  4. To jak dobry kryminał się czyta ...samo życie . Samozaparcia , siły, cierpliwości i cudu życzę. Niech Cię te wszystkie cholery świata wreszcie opuszczą i nastanie NUUUUDAAAA - buziaczki - Jola W.

    OdpowiedzUsuń

Tu byłem - Zenek
(Twój komentarz może wyglądać i tak, ale jeśli nie będzie podpisany, to jak to mamusia mówiła: Z obcymi się nie rozmawia!)